środa, 16 kwietnia 2014

ŚLR Daleszyce 2014

Mój pierwszy start zaplanowałem na wyścig z cyklu ŚLR w Daleszycach.
Fajne otwarcie sezonu, kilka górek, duża konkurencja. Będzie jak się sprawdzić. Trenowałem trochę inaczej niż dotychczas i w sumie sam nie wiedziałem jak przełoży się to na wyniki.
Start jest jak zwykle o 11:00, na miejsce dotarłem około 9:50. Szybko skoczyłem do kolegi po numer i chipa bo odebrał go wraz ze swoim ponieważ kolejeczka była znaczna, chciałbym w tym miejscu podziękować Kubie. Poszedłem się przebrać i pomimo że najcieplej nie było wybrałem krótki strój bo wiedziałem że w trakcie wyścigu będzie mi wystarczająco ciepło. Okazało się to strzałem w dziesiątkę.
Po krótkiej rozgrzewce, niestety za krótkiej, pojechałem do sektora. I tutaj był mój pierwszy zonk.
Okazało się że nieliczna grupa jest wpuszczana do pierwszego sektora a "reszta" stoi w długi sektorze za nimi. Pomyślałem sobie że no pięknie o wyniku mogę pomarzyć. Jakoś usadowiłem się z Kuba w połowie tego drugiego sektora i po chwili zrozumiałem ze nie tylko ja jestem w tak mało korzystnej sytuacji. Dało mi to jakąś nadzieję na przebicie się do przodu po kole. Tuż przed startem organizator poprosił o minutę ciszy ku uczczeniu śp. Marka Galińskiego. Na chwilę wszyscy zalegli w zadumie i ciszy. I zaczeło się odliczanie.
START.
Pierwsze 5km asfaltu umożliwiło mi sie przebicie do top50 ale po drodze było tyle gwałtownych dohamowań spowodowanych łapaniem koła kolarza poprzedzającego że bardziej skupiłem się w pierwszych 15 min niż reszcie wyścigu. Jakoś szczęśliwie nie leżałem ani nikt przedemną. Słyszałem że były kraksy no ale coż jest tłok są i ofiary bo nie było nawet jak się rozciągnąć. Wjechaliśmy do lasu i tutaj tez w sumie lepiej ni było mniej ludzi ale wąsko słabsi technicznie ciagle hamowali gwałtownie na byle piachu. Udało mi się przeskoczyć dużą grupę ale już na pierwszym podjeździe czułem że coś jest nie tak. Jechałem na 70% nie byłem w stanie dołożyć na lekkim podjeździe. Jechałem swoje i dalej wyprzedzałem. Zdobywanie pozycji skończyło się mniej więcej gdy zobaczyłem Jarka Kleczaja którego serdecznie pozdrawiam. Jechałem jakiś czas około 20-30 metrów za nim mając go w zasięgu wzroku. Straciłem jednak trochę czasu gdy przeliczyłem się z podjazdem i na luźnej nawierzchni musiałem zejśc z roweru. Szybki bieg. Wpięcie i jazda. Straciełem Jarka z pola widzenia. jechałem praktycznie sam do 25 kilometra kiedy po bufecie zobaczyłem znajomą koszulkę 3R na łące jakieś 300m przedemną. Zaczeło mi się jechać o wiele lapiej tak jakby blokada z początku wyścigu ustąpiła. Goniłem goniłem i w sumie dogoniłem ale znów popełniłem jakiś błąd i straciłem go z pola widzenia. Dogonił mnie Gała. Jechał w niewielkiej odległości odemnie ale gdy przybiłem piątkę z Paniami kibicującymi na jednym z podjazdów i usłyszałem po chwili okrzyki radości wiedziałem kto za mną jedzie. Na kolejnym zjeździe jeden z zawodników zaliczył nieciekawy upadek, szybka akcja, kilka pytań czy wszytsko ok. hop na rower i jedziemy do mety. Nie byłem juz w stanie odzyskać wcześniejszej pozycji ale starałem się jechać z Michałem. Na asfaltowym odcinku do mety ukształtowała się niewielka grupka 4-5 zawodników min. z Andrzejem Syptkowskim. Krótkie zmiany i podążaliśmy średnim tempem do mety. Miałem jakiś tam plan na ostatnie metry ale jeden kolega przez przypadek zamknął mnie i musialem mocno zahamować czym przekreśliłem swoje szanse na finish z ósmej towarówy. Meta. czas: 2:18:44. Słabo. Bardzo słabo celowałem w conajmniej kilka minut wcześniej. 
Udało mi się załapać na pudło w kategorii ale jednak nie cieszyłem się zbytnio ponieważ zwycięzca włożył mi 20 min. Dużo. Jednak wiem co trzeba poprawić a co stoi na dobrym poziomie.
Przedmną wiele pracy a do następnej edycji w Sandomierzu zostało niewiele czasu.