piątek, 3 października 2014

Ostatnie (?) zawody w tym roku czyli ŚLR Kielce 2014

Ah Kielce...
Z zachwytem wspominam tą trasę :) W 2011 roku udało mi się tutaj pierwszy raz wygrać kategorię na fanie. Co jest swego rodzaju sukcesem. W tym roku z oczywistych względów jechałem najkrótszy dystans. Startować postanowiłem z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest fakt tego że w kielcach był finał a na ostatnich zawodach jest tombola i coś fajnego można wygrać.
Drugim powodem jest chęć sprawdzenia organizmu, tak sprawdzenia!
Chciałem zobaczyć jak sobie poradzę jadąc na swieżości przez godzinę na pełnym gazie.


Po dojechaniu na miejsce zaczeło sobie padać, jakoś to do startu nie nastrajało. Stałem okutany  w kurtkę. Zastanawiałem się na jaką cholerę mam jechać. Jednak widok towarzyszy spowodował że podskoczyło mi morale i postanowiłem wystartować. W międzyczasie ze startu zrezygnował Szymek, Tomek i Mariusz. Przed startem rozmawiałem z Marianem na temat 29era którego posiadał do testów i umówiliśmy się że niedługo ja wezmę go na kilka h w teren żeby zobaczyć co i jak. Jednak z racji sytuacji zaproponowałem zamianę. Szybkie przepiecie numeru ustawienie pozycji i jazda na rozgrzewkę. Pojechałem kawałek za dystansem fan ale było tak mokro że zawróciłem do ciepłej hali targowej na start.
Chwilę po 11:30 wystartowaliśmy. Tempo nie było jakoś niemiłosiernie wysokie nawet po starcie ostrym. Miałem wrażenie i jak później się okazało słuszne że w sobkowie jechałem od startu na pełnym gazie a tutaj kilka % mniej.
Już po kilku kilometrach odczułem zaletę fulla. Rower płynął przez wszytskie kurwidołki. Gdy wjechaliśmy w jakiś teren zablokowałem damper i jechałem z chłopakami z BIENIASZ TEAM.
Na jednej z sekwencji błota nieznajomość roweru i zużyte opony zmusiały mnie do krótkiej przebieżki. Straciłem około 15-20m. Jechałem z chłopakiem od bieniasza. Strasznie szarpał ale mi to nei przeszkadzało. W pewnym momencie przestrzelił zakręt więc krzyknałem do niego i poczekałem.
Doszedł mnei podziękował. Na szutrowym odcinku dał zmianę. Sięgnąłem sobie do bidonu i z racji tego że był on znacznie niżej niż u mnei musiałem spojrzeć. I wtedy liznąłem koło zawodnika poprzedzającego. W sumie moja wina. Przy 43km/h wyjebałem orła na ubity szutr.
Nie wiem czy bolało. Na pewno byłem lekko oszołomiony. Krew zaczeła lecieć później. Odpusciłem na parę sekund zeby dojść do siebie. Za chwilę był podjazd i zauważyłem na szczycie mojego oprawcę :D postanowiłem go dojść ale w połowie podjazdu zrozumiałem że damper jednak się nie zablkował i sporo siły mi ucieka. Doszła mnie grupa scigantów. Usiadłem na koło za drugim zawodnikiem by po chwili wyjśc na prowadzenie i uciec z jednym z zawodników.
Jechaliśmy do samej mety razem tasując się. Udało mi się wygrać finish.

Dojechałem 5.
Bolało. A raczej zaczeło boleć i EGO i ręka z kolanem.
Po opatrzeniu i ogarnieciu postanowiłem odnaleźć chłopaka któremu liznałem koło. Jak się okazało nawet nie pamiętał owej sytuacji.
Mniejsza z tym. Chciałem przetestować organizm i jak się okazało DA SIĘ. Da się przejechać godzinę na pełnym gazie bez treningu przez 3 tyg. Wygrałem kategorię. Nie wiem jakim cudem.


Na targach objeździłem kilka rowerów, min. smigałem sparkiem z manetką TWIN LOCK. Po maratonie na fullu bez blokady dampera uznaję to za zajebistą sprawę jednak widelec RS mogł possać leftiemu pod względem kultury pracy.

Nie był to chyba jednak ostatni start w sezonie mam zamiar pojechać jeszcze jedne zawody ale raczej w charakterze zabawy niz scigania na serio :) Pozdrawiam!

piątek, 12 września 2014

ŚLR Sobków 2014

Przez ostatnich kilka dni nie trafiałem za dobrze na rower, z różnych względów. Nie będę tłumaczyć całej zawiłości historii na temat tego dlaczego postanowiłem wystartować na najkrótszym dystansie family.
Zawsze startując na lidze myślałem że dystans family to spacerek. Dość dosadnie przekonałem się że tak nie jest podczas maratonu w sobkowie. Trasa liczyła raptem 23km co wprawnemu rowerzyście powinno zająć około małej godziny. Doliczając jakieś tam górki wyjdzie godzina z małym hakiem.
Ustawiłem się na pierwszej lini, miałem zamiar wygrać. Nie będę ukrywać takie dostałem polecenie :D
No więc odazu po stracie narzuciłem mocne tempo i odskoczyłem na kilkanascie metrów jednak za bramą na asfalcie postanowiłem poczekać na resztę. Wyprzedził mnie Rafał Kapuściński, złapałem koło i jechaliśmy razem. Myślałem że za mną trzyma się reszta grupy ale na kole miałem tylko jednego zawodnika. Jak się poźniej okazało z mojej kategorii. Jechaliśmy razem, zmieniając się tylko na czele. Po około 7km mieliśmy ponad kilometr przewagi nad 4 zawodnikiem. Po drodze trafiliśmy na kilka fragmentów na których prawie leżeliśmy ze względy na to że jechaliśmy sobie po kole ;) Odpuściliśmy trochę przed i na bufecie po czym znów Rafał narzucił sensowne tempo. Jechałem w tętnie 180 ale mogłem jeszcze trochę dokręcić ale nie miało to najmnijeszego sensu bo nie urwałbym chłopaków na wypłaszczeniu. Chciałem zaatakować na ostatnim asfaltowym odcinku. Na 1km przed metą wkręciła mi się w koło osłona od amortyzatora, sprawym ruchem pozbyłem się jej. Koledzy odskoczyli mi na jakieś 20m ale był akurat podjazd więc widziałem że zblizam się do nich. I wtedy poczułem że zaczynam mieć miekkie koło. Jakoś bez specjalnej paniki gniątłem dalej ile było a nogach. Ostatnie 700m jechałem na obręczy i strasznie trzepało tyłem na dojazdowej łące. Wyjeżdzajać na asfalt widziałem chłopaków jak wjeżdzają na stadion. Dla mnie było po zawodach. Dojechałem 3 tracąc 20s do zwycięzcy. Wyścig był dla mnei zaskakujący bo nie spodziewałem się że ktoś będzie w stanie utrzymać wysokie tempo rywalizacji przez cały dystanas.
Zmieniłem zdanie na temat tego dystansu i naprawdę podziwiam młodszych adeptów kolarstwa którzy przjechali ten dystans. Początkowe fragmenty to całkiem fajne wzniesienia które niejdenego wyjadacza mazovii by przerosły. Fajnie że nawet na najkrótszym dystansie można się zmęczyć.
A oponę przebiła mi zszywka, udało się jej wbić idealnie prosto i rozszarpać całą dętkę. Ah to moje szczęście w tym roku.. albo raczej jego brak! Pozdrawiam i do zobaczenia na krótkim dystnasie w kielcach!

sobota, 23 sierpnia 2014

Kowala XC 2014

Radomski Ruch Rowerowy zorganizował 23 sierpnia wyścig w miejscowości Kowala niedaleko Radomia.
Miejscowość dobrze mi znana bo odkąd zacząłem trenować morduję każdej zimy podjazdy na owej górce :)
Pomagałem trochę przy wyznaczeniu trasy w pierwszej fazie ale koniec końców trasa i tak w finalnej wersji miałą trochę inny kształt. Ale nie o tym chciałem tu pisać. Sam wyścig miał liczyć tylko 24km czyli 7 okrążeń po ciekawej trasie. Kilka razy trenowałem wcześniej żeby zaznajomić się z terenem i wychodziło około 90m przewyższenia na jednej rundzie. Całkiem spoko.
W dniu imprezy postanowiłem dojechać na miejsce startu od siebie z domu czyli jakieś 15km, zwerbowałem znajomych (Maćka i Mateusza) którym bardzo serdecznie dziękuje za możliwość siedzenia na kole.
Djechaliśmy po jakichś 30 minutach, odebrałem numer poprzypinałem to co było do przypięcia. Przebrałem się i ruszyłem na rozgrzewkę. Kilka min przed 12 pojawiłem się na lini startu ale dowiedziałem się że został przesunięty o 15 minut. Pokręciłem się, pogadałem i wjechałem do sektora. Start honorowy wiódł w dół trasy która się do mety podjeżdżało, dalej przez kowalę i podjazd od strony miasteczka gdzie nasąpił start ostry. Jechałem pierwszy ale szybko Szymon i Jarek wyszli na prowadzenia. Złapałem koło bez specjalnej spiny. Wjazd na trasę i w dalszym ciągu trzymam się za Jarkiem.
Mija pół okrążenia i zaczynam czuć że trochę zagotowałem ale wiem że początek jest najważniejszy więc piłuje blat góra i na stojaka. Po dwóch okrążeniach jestem zażygany. Odpuszczam trochę ale dalej jade mocno. Tracę dwie pozycje. Złapałem oddech i ogień. Praktycznie do końca staram sie jechać równo ale tracę kolejne dwie pozycje. Czuję trochę braki w możliwościach mojego układu krwionośnego. Tętno 175 a nogi mnie nie bolą więc na każdym podjeździe daję 100%. Na wypłaszczeniach tracę. Na 5 okrążeniu mija mnie kolega z 3R, próbuję złapać koło, nie daję rady. Jadę swoje gdy pod koniec 7 kółka dogania mnie inny zawodnik. Pozwalam się dojść i czekam na ostatni podjazd by zaatakować na finishu ale kolega na 20m do mety zjeżdża ze swojego toru jazdy na mój i zamyka mi drogę. Łapię za heble i musze dużo zwolnić bo juz się rozpędziłem by go łyknąć. Ahh...

Jestem drugi w kategori i któryś tam open. Jarek wygrał kategorię ale sporo mi wsadził około 5min. Na tak krótkich zawodach to wieczność.
Podsumowywując impreza zorganizowana super, atmosfera wręcz rodzinna. Sporo uczestników i wspaniałą pogoda. Trasa była po prostu SUPER. Teren ładnie się ubił więc trasa była przygotowana pefekcyjnie.
Nagrody rzeczowe super i jeszcze wpisowe o wartości tylko 30zł. No po prostu już brak słów zachwytu dla oraganizatorów dla których to był tak naprawdę pierwszy raz.  :)
Do zobaczenia za rok na trasie!


wtorek, 19 sierpnia 2014

Łagów 2014, czyli szczęścia nadal brakuje ale humor dopisuje.

Czekałem na te zawody od dłuższego czasu. Miałem nadzieję stanąć w końcu na tym cholernym pudle po tylu średnio udanych zawodach. Ciężko przepracowałem poprzedzające tygodnie i miałem nadzieję że tym razem szczęście mi dopisze. Jednak juz w tygodniu poprzedzającym start miałem problemu żołądkowe. Śednio byłem nastawiony do tego startu.
Wyścig miał być ciężki, błotnisty. Przewyższenia nie straszyły jakoś bardzo ale wedle profilu było co podjechać.
Jakoś tam się rozgrzałem i do sektora, totalnie na luzie. Gadałem sobie z Gałą aż do chwili startu. PYK.
START. Jedziemy. Trochę przespałem i jechałem jakoś w 3-4 lini, zbytnio się tym nie przejąłem ale w momencie startu ostrego musiałem się lekko zagiąć by dociągnąc do pierwszej grupy.
Pierwsze 3km to była dla mnie mordęga. Grząski grunt sprawiał że pomimo jazdy na 100% nie dałem rady utrzymać się w czołówce. Musiałem zluzować. Do lasu dojechałem sam i poczekałem na grupę. Jak się okazało była to grupka ugotowana na twardo. Odpocząłem i jechałem swoje. Czułem się naparwdę świetnie! Na każdym zjeździe jednak SAGUARO dawały znać o tym że błoto nie jest ich domeną ale sprawne kontrowanie ciałem umozliwiało zjazdy w sensownym tempie. Jechałem jakiś czas z gała ale poźniej się oderwałe i znów jechałem sam mijając kolejnych ugotowanych. Większość podjazdów nie stanowiła problemu jednak w drugiej części dystansu ilości błota znacznie przekraczały możliwości trakcyjne moich opon i zaczeło się podbieganie. Biegam dosyć sprawnie więc nie miałem z tym problemów ale pożałowałem że nie mam zamontowanych kolcy w butach. Ślizganie się po kamieniach na podbiegu strasznie męczy
 i fizycznie i psychicznie.
No ale gdy juz udało mi się wdrapać na największą górkę, nastał czas zjazdów.
Kosmos. Kamienie usuwające się z pod kół i wyrwy pomiędzy nimi były sprawdzianem moich biednych rąk.
Najbardziej bolał mnie jednak palec wskazujący od hamowania a nie od samych nierówności. Na kilku kamienistych sekcjach odpusciłem końcówkę bo ryzyko złapania gumy bez zapasu w moim przypadku nie wchodziło w grę. Na jednym z ostatnich zjazdów na sekcji luźnych kamieni i żwiru wleciałem w wyrwę, w sumie dosyć głęboką. Mata przednia. Nic mi się nie stało ale załapał mnie skurcz od uderzenia i musiałem kilka sekund odpocząć. W międzyczasie minął mnie Olek. Szybko wskoczyłem na rower i zacząłem go gonić. Tak go z kolegą którego doszedłem po upadku goniliśmy że przestzeliliśmy i to dosyć konkretnie skręt. Jak sie okazało kosztowało mnie to ładnych kilka minut. Znów brak szczęścia. Albo raczej koncentracji. Płakać nie będę mam nauczkę ;)

A sam w sobie start oceniam bardzo fajnie trasa o mega fajnym profilu. Dłuuugie podjazdy o rozsądnej stromiznie i podobnie ukształtowane zjazdy. Dwa bufety, bomba jak na tak wydłużone zawody, z których tak naprawdę nie skorzystałem dzięki uprzejmości Jarka Kleczaja któremu strzelił bębenek niedługo po starcie i podał mi bidon wypelniony izo! Bardzo chciałbym mu tutaj podziękować! Do tego wszytkiego chciałbym jedynie nadmienić że oczekiwanie na dekoracjię tylu godzin mija się z celem bo Ci którzy zajeli miejsca na pudle dojechali i oni powinni być dekorowanii a wygląda to tak że wszyscy czekają aż jedna średnio odpowiedzialna osoba dojedzie na długim dystansie i będzie mogła sobie stanąć na pudle. Limit czasu i koniec. Organizacja dekoracji zawsze była na lidze jakimś dziwnym trafem problemem.

wtorek, 22 lipca 2014

The Official Rules of the Euro Cyclist

Poniższe zasady pochodzą ze ===> strony <===

1. Wizerunek i styl powinny być sprawami, o które Euro Cyclist powinien troszczyć się na pierwszym miejscu. Kiedy cierpisz, musisz najpierw skoncentrować się na tym, by być fajnym albo opanowanym, a dopiero później na osiągach. Wygrywanie wyścigów to dodatkowy dar i liczy się tylko wtedy kiedy wygrywasz w odpowiednim stylu.

2. Trening powinien być oparty na uczuciu, podczas gdy w trakcie wyścigu powinieneś opierać się na doznaniach i instynkcie: to znaczy liczy się "dusza". Euro Cyclist nigdy nie spróbuje i nie będzie testował naukowych metod treningu. 

3. Euro Cyclist, nie powinien nigdy, pod żadnym warunkiem nosić całych czarnych (wykonanych z włókna elastycznego - spandex) spodenek na szelki (spodenki bez szelek są zabronione bez względu na kolor), tyczy się to także zestawów drużynowych, zawierających nieznane logo. Spodenki powinny być długości do około 2/3 górnej części nogi. Na samym dole nogawki powinno znajdować się część (opaska, obszycie) w innym kolorze. Przyp. red. Zapodam przykład: EUROspodenki

W żadnym wypadku spodenki nie powinny być dłuższe, niż podano wyżej!

4. Nogi powinny być ogolone (gładkie) przez cały rok, żadnych wyjątków. Określone kremy do usuwania owłosienia, zatwierdzone są w poszczególnych przypadkach. Nie powinieneś nigdy pokazywać się na wyścigu (czy to dużym, czy małym) ze ścierniskiem na Twoich nogach :) . 

5. Wyraźna linia gdzie kończy się Twój strój, a gdzie zaczyna się Twoja ciemna opalenizna jest podstawą Twojego wizerunku. Sztuczna opalenizna jest ZABRONIONA. Opalenizna ma odwzorowywać stopień Twojego zaangażowania w treningi.


6. Skrapetki Euro Cyclist mają kończyć się bliżej niż 2 cm od głównej wypukłości mięśnia brzuchatego łydki i nie mogą sięgać więcej niż 1cm za tę wypukłość. Wszystkie skarpety MAJĄ BYĆ BIAŁE z widocznym logo.

7. Buty kolarskie powinny być co najmniej w 80% białe.

Wyjątki:
I. Kolory mistrza świata lub olimpijskiego złota o ile tytuł taki został zdobyty
II. Buty robione specjalnie dla właściwych kolarzy przez firmy zatwierdzone przez ich
drużynę. Takie buty powinny być dostępne tylko dla tego jednego kolarza i
powinny być zrobione wedle powyższych zasad. 

8. Jeśli w miejscu zamieszkania Euro Cyclisty nie są dostępne białe buty, powinien on zawsze nosić buciki (albo pokrowce na buty) ze znanym logo. Kiedy masz założone buty, skarpetki powinny wystawać około 7cm ponad kostkę i zawsze powinny wystawać minimum 1cm ponad but.


9. Na ramie oprócz koloru białego, powinno znajdować się od 2 do 4 kolorów. Dopuszczalne są wszystkie kolory, dopóki ich połączenie jest gustowne i eleganckie. Dodatkowo koła powinny pasować do ramy i widelca (przyp. red. kolorystycznie).

10. Powinieneś jeździć na: Campagnolo Boras lub Lightweights. Koła Fulcrum Racing One, Corima Aero+ lub Zipp (404 lub 202) są odpowiednie do używania tylko na treningu. Niezależnie zawsze powinieneś używać ceramicznych łożysk, zarówno w rowerze treningowych i wyścigowym.

11. Wszystkie koła powinny być wyposażone w szytki, niezależnie od tego czy umiesz je kleić czy nie.

12. Zawsze powinieneś nosić absurdalnie stylowe okulary, bez żadnych wyjątków. Zawsze okulary powinny być zakładane na paski od kasku. 


13. Włosy powinny być przystrzyżone krótko i dopasowane do założonego kasku. (Również z umieszczonym prominent logo). Kaski powinien być w przeważającym stopniu biały.
Kask nie ma być założony gdy wchodzisz do pomieszczenia. Jest zalecane ściągnięcie kasku na patio, aby zachować odpowiednią kulturę. Jednakże dopuszczalne jest noszenie kasku na patio gdy znajduje się ono na zewnątrz (patrz reguła 34)

14. W niektórych rzadkich przypadkach, może być uznane za dopuszczalne posiadanie długich włosów. W tym przypadki włosy powinni być starannie zaczesane do tyłu w stylu EURO, kasku wtedy nie należy zakładać. ISTOTNE - reguła 12 następuje tylko w szczególnych przypadkach.

15. Kiedy jeździsz bez kasku (z krótkimi włosami), teamowa czapka powinna być założona (w białym kolorze). Daszek powinien pozostawać skierowany w dół przez cały czas. Czapka kolarska może być ubrana do przodu lub tyłu, tak aby pasowała do fryzury. Podczas treningów wiosennych, kolarskie czapki zimowe powinny być noszone cały czas w miejsce czapek kolarskich.

16. Zestawy kolarskie powinny być zawsze swieżo wyprane i ZAWSZE powinny mieć zaaplikowaną subtelną ilośc wody toaletowej, albo kolońskiej. CAŁKOWICIE ZABRONIONA jest jazda w nieumytym zestawie. To poważnie narusza twój wizerunek

17. Siodełka powinny być jedynie w białym kolorze i wyprodukowane we Włoszech lub Francji. Dopuszczalne są następujące wyjątki:
- Siodła zawierające barwy Mistrza Świata albo Olimpijskiego Złota (faktycznie zdobyte)
- zestaw kolorów Włoskiej Flagi, jeżeli kolarz jest urodzony we Włoszech i jest Włochem

18. Owijka kierownicy musi być zakorkowane, zdecydowanie w białym kolorze. Owijka powinna być utrzymywana w nieskazitelnie białym kolorze. Stan ten zostanie osiągnięty poprzez codzienne czyszczenie lub poprzez częste wymiany. Zadania te NIGDY nie mogą być wykonywane przez kolarzy, w celu zachowania dobrego wizerunku.

19. Wszystkie mostki powinny mieć co najmniej 120 mm długości i wznios nie większy niż 10st. Mostki powinny być ustawione nie wyżej niż 5mm ponad rurę sterową. Wszystkie mostki powinny być OVERSIZED, wykonane z aluminium i pomalowane aerografem w kolorze ubrań/ramy. W niektórych przypadkach (Cipollini) zaleca się, namalowanie dorodnej, młodej kobiety na górze mostka (TopCap)

20. Euro Kolarz ma ZAWSZE stosować maść/olejek zaaplikowany na swoje nogi przed pokazaniem się publicznie

21. Zarost jest ograniczony (co najwyżej) do bródki, a nawet to jest odradzane. Wąsy, brody i ich kombinacje są CAŁKOWICIE ZABRONIONE we wszelkich przypadkach. kilkudniowy zarost jest jednak wskazany praktycznie we wszystkich EURO-sytuacjach. Ważne, aby pamiętać, że nie ma to zastosowania do nóg.

22. CAMPAGNOLO jest JEDYNYM akceptowalnym komponentem i jest uważane niniejszym za lepsze od JAKIEJKOLWIEK grupy Shimano we wszystkich okolicznościach i przypadkach. Od Euro Kolarza oczekiwane jest posiadanie kompletnej grupy Campagnolo. Zamienniki korb nie są dozwolone. Są jednak dozwolone indywidualne wyjątki dla SRAM Red, JEDYNIE z powodu umów sponsoringowych lub niedostępności CAMPAGNOLO ze względu na międzynarodowe spory handlowe

23. Euro Kolarz nigdy, pod żadnym pozorem, nie pokaże się na rowerze kosztującym mniej niż 2000 Euro w publicznym miejscu
To może być poważnie szkodliwe dla twojego wizerunku. Jeśli takiej sytuacji nie można zapobiec, to bardzo ważne aby EURO KOLARZ traktował swoją „znajomość” z mieszanką pogardy i surowej łaskawości

24. Euro Kolarz NIGDY, POD ŻADNYM POZOREM nie może mieć związku z triathlonem. ZABRONIONE jest umieszczanie na ciele numerów startowych.

25. Każda aktywność fizyczna inna niż jazda na rowerze jest MOCNO NIEZALECANA. Obejmuje to wszelkie formy biegania, pływania i ich pochodne (dotyczy również chodzenia pieszo). Są tylko dwa uznane przez Euro Kolarzy aktywności: narciarstwo biegowe oraz długodystansowe łyżwiarstwo szybkie

26. Rękawiczki MTB są zakazane w każdym przypadku. Rękawiczki kolarskie powinny być gładkie, białe (zgodne z kolorystyką pozostałego ubioru) i mieć minimalną wyściółkę. Spód powinien być w kolorze beżowym lub białym. Jazda bez rękawiczek jest w pełni dopuszczalna, a nawet zalecana. W przypadku kiedy Euro Kolarz ma na sobie koszulkę lidera specjalne rękawiczki powinny pasować do jej kolorystyki, jednocześnie pasując do koloru stroju kolarskiego

27. W sytuacji gdy jakiś kolarz (w szczególności triathlonista) ukazuje agresję lub brak szacunku dla Euro Kolarza, wymagane jest aby ten podjechał do niego odpowiednio blisko i go spoliczkował za pomocą klubowych rękawiczek.
W przypadku triathlonistów ich tragiczne opanowanie roweru z dużym prawdopodobieństwem spowoduje zderzenie się z najbliższym drzewem, kiedy Euro Kolarz spokojnie pojedzie dalej.

28. W przypadku gdy kierowca przeszkadza podczas treningu: należy podjechać do samochodu, zacisnąć pięść i uderzyć w bagażnik samochodu (while doing one’s best to sound irritated in Italian) Dzikie ramię (?) i gestykulacje głową są zalecane, aby zwiększyć udawaną wściekłość. Gdy sprawcą jest sędzia na motocyklu dozwolone jest rzucić bidonem.===> JAK TUTAJ <===

29. Nigdy nie zmieniaj ustawień roweru podczas jazdy. Regulacje dotyczące siodełka/hanging comfort powinny być zrobione w ustronnym miejscu aby zachować odpowiedni wizerunek.

30. Nie są dopuszczalnie jakiekolwiek torby podsiodłowe, pompki przyczepiane do ramy, błotniki, lusterka w odległości mniejszej niż 2m od roweru Euro Kolarza

31. Zakres przełożeń powinien być ograniczony do tytanowej kasety Campy 11-23 wraz z ABSOLUTNYM MINIMUM 42-53 z przodu. Euro Kolarz nigdy nie powinien być widziany podczas kręcenia z kadencją większa niż 90 obr aby nie odwracać uwagi od własnego spokoju (calm/smooth factor) lub „Suplesse” Wykorzystywanie kaset 25-zębowych jest akceptowalne w przypadku wymagających, górskich treningów.

32. WSZYSTKIE ROWERY powinny być wyposażone w indywidualną plakietę imienną położoną obok flagi własnego kraju zlokalizowaną NA górnej rurze, w obrębie 10 cm od rury podsiodłowej, TYLKO I WYŁĄCZNIE PO STRONIE NAPĘDU

33. Pedały muszą być wyprodukowane przez Look albo Time, inne sa niedozwolone. Jak zwykle, JAKIEKOLWIEK produkty Shimano są surowo zabronione.

34. Espresso jest koniecznością i jako takie musi być spożywane (normale or ristretto) na patio (najlepiej we Włoszech) w pełnym stroju kolarskim; każda inna kawa powinna być mocno zaparzona i (taken) CZARNA. Mleko jest dozwolone jedynie spienione na górze (jeśli w ogóle). Euro Kolarz powinien, jeśli to możliwe rozwijać swoje zamiłowanie do potrójnej ristretto. Rozważ zamawianie niewygodnych wielokrotności (np. trzy i więcej).
Ironia zwiększania dawki kawy (numer of shots) wpływa jednocześnie na zmniejszenie objętości dawki i zwiększy doświadczenie wszystkich zaangażowanych stron.
Cukier jest MILE WIDZIANY, ale wszystkie SŁODZIKI są ZABRONIONE. Spienione mleko może okazyjnie być akceptowane jeśli używane jest do zwiększenia objętości (?)

35. Wszystkie zdjęcia na pudle powinny być robione kiedy Euro Kolarz jest ubrany w teamowy strój i odpowiednio dopasowane codzienne euro buty (takie jak specjalne edycje Pumy). Skarpety powinny spełniać powyższe wytyczne. 

ŚLR Zagnańsk 2014

Ostatnimi czasy sporo tenowałem i patrzyłem z optymizmem na nadchodzące wyścigi ponieważ dyspozycja organizmu się zwiększa. Niezmiernie cieszy mnie to ponieważ jesteśmy trochę dalej niż za półmetkiem sezonu a forma rośnie. 20 lipca miałem zaplanowany start w zagnańsku z cyklu ŚLR, profil trasy wyglądał zachęcająco przewyższeń też nie za mało bo prawie 800m.
Czytając komentarze z poprzedniego roku widziałęm sporo opini że trasa jest łatwa i stosunkowo płaska.
Nie lubię takich wyścigów gdzie liczy się jazda w pociągu, jak dla mnie brak możliwości wykazania się na podjazdach czy zjazdach był niszczący i jeszcze niewielka ale bardzo dokuczliwa dysfunkcja kolana sprawiły że nie dałem z siebie tyle ile mogłem.
Sam wyścig zaczynał się w urokliwym miejscu pośród ruin w Samsonowie. Start chwilę po 11, skwar lejący się z nieba ładnie przysmażył czekających na start. Po honorowym przejeździe główną drogą wjechaliśmy na dłuższy podjazd asfaltem. Spokojnie na luzie grupa się rozciągneła po czym skręciła w las, nie było tutaj nic ciekawego aż do momentu zjazdu z szutru w błoto. Wjechałem któryś z kolei i na wąskiej scieżce doszło do zatoru. Nie dało się ominąć żadną ze stron a poźniej trzeba było nadganiać. Straciłem przez to sporo energii. Po kilkunastu kilometrach kolano dało mi się we znaki i musiałem odpuścić. Jechałem swoim tempem sam przez większość trasy i dosłownie na kilka km przed metą znalazłem fajną grupkę z która dojechałem do mety. 

Podsumowując start nie byłem w odpowiedniej dyspozycji tego dnia ale wystarczającej do zajęcia lepszego miejsca jednak dokuczliwy problem uniemożliwił mocniejszą jazdę. Kolejnym aspektem była trasa, nie umiem jeździć po płaskiej nawierzchni. To nie dla mnie. 
Kolejne dni spędzę na leczeniu i powrotu do treningów. Mam nadzieję że w kolejnych startach będę mieć więcej szczęścia bo coś w tym roku mi go brakuje.

sobota, 5 lipca 2014

Nagrody za ogóra jak za szanujący się cykl, czyli jak zarobic a sie nie narobić?

W każdą pierwszą sobotę lipca w Skaryszewie (niedaleko Radomia) oragnizowane są dni skaryszewa.
Impreza trwa kilka dni, rozpoczyna się biegiem długodystansowym w środę który trwa dwa dni. W sobotę natomiast jest organizowany wyścig kolarski o charakterystyce przełajowej a kilka godizn poźniej bieg. Nagrody za pudło są sensowne i zachęcają do rywalizacji. Nigdy nie udało mi się tam wygrać ale zawsze byłem 2 lub 3 :) W tym roku wylosowałem numer 13(!) co Pani wydająca numer skwitowała "Przepraszam :D" ale ja uznałem tą liczbę za szczęśliwą i po 25min rozgrzewki ustawiłem się na starcie wyścigu liczącego 5 okrążeń. Stojąc uświadomiłem sobie jak źle radzi sobie mój biedny organizm w takich temperaturach, po dosłownie 30s stania byłem kompletnie mokry. Start, w końcu. Ruch powietrza tempo całkiem fajne nie męcze się zbytnio ale też o odpoczynku nie moge myśleć. Szymon próbuje rozerwać grupę po starcie ale po chwili zwalnia by poczekać na Jarka. Jedziemy we 4 kolejne rundy tasując się ale to ja w udany sposób odskoczyłem na ostatniej rundzie na polnej drodze i tylko Jarek złapał koło i pogonił ze mną. Udało mi się zakończyć atak sukcesem i Jarek nie wyprzedził mnie juz do końca aczkolwiek cały czas mocno napierał.
Takie zwycięstwo smakuje najlepiej kiedy musisz walczyć o każdy centymetr.
Kilka godzin później miał miejsce bieg mężczyzn. 2.50km. Mało, a to znaczyło że będzie szybko. Przyjechło wielu szybkich zawodników ale po starcie starałem sie trzymać czołowej grupy. Strzeliłem mniej więcej w połowie i biegłem juz swoim tempem i ostatecznie dobiegłem z czasem 8min 36s. Uważam to za dobry wynik :)

A teraz trochę o nagrodach. Za pierwsze miejsca jest 150zł za drugie 100 a trzecie 50.
Niech mi poda ktoś inny cykl za który się NIE PŁACI a są nagrody finansowe o takiej wartości. Ewenement na skalę ogólnopolską. I niech sobie ktoś nie myśli ze wygrana tutaj jest czymś banalnie łatwym, trzeba się naprawdę postarać by dojechać pierwszym. Serio. Wracając do nagród są one ufundowane przez lokalnych przedsiębiorców. A na największych w Polsce cyklach oraganizatorzy nagradzają "amatorów" pucharkami. No przecież to są jakieś jaja. Sprzęt, na którym sciga się czołówka na Mazovi, PB czy innym pseudo górksim cyklu gdzie jedna może dwie edycje są w górzystym terenie, zużywa się a nie kosztuje 2-3tys a trochę więcej. I w nagrodę za wylewanie potu na godiznach treningów i skatowaniu sprzętu oraz opłaceniu astrnomicznego wpisowego dostaje sie (o ile sie uda dojechać na dobrym miejscu) pucharek(!). Żałosny pucharek za kilkanascie złotych a tutaj na wyścigu trwającym 25min ufundowano sensowne nagrdoy finansowe. Za każdym razem gdy startuję w w.w cyklach dochodze do wniosku ze te imprezy są robione dla ludzi którzy srają forsą i chcą sie przejchać z numerem. Serio. Bo na kameralnym jeszcze kilka lat temu SLR są bardzo fajne nagrody rzeczowe. Wpisowe kosztuje tyle ile powinno a i trasa daje w kość ale jest w tak pięknej scenerii że nawet gdy nie idzie to można się zatrzymać i spojrzeć a wyscig potraktować jak wycieczkę krajobrazową. Oraganizatorzy maratonów masowych idą w złą stronę. Zamiast tluczenia kasy na kolarzach fundneli by sensowne nagrody za pierwsze 3 msc w kategoriach. Większość z zawodników a przynajniej z tych którym zależy na wynikach trenuje systematycznie odżywia się itd. a to kosztuje. I skąd młody człowiek kochający ten sport ma brać pieniądze na jego uprawianie?

wtorek, 3 czerwca 2014

ŚLR Nowiny 2014

Klasyk.

Kolejna odsłona cyklu ŚLR miała miejsce w Nowinach na najbardziej kultowej trasie w regionie.
Do Nowin pojechałem z Szymonem i Tomkiem.
Szymon miał start o 10:30 a ja i Tomek o 11. Bylismy ponad godzinę przed naszym startem więc postanowiliśmy pojechać trochę po trasie wyścigu i zobaczyć co nas czeka po starcie. Przejechawszy pierwszą górkę trafiłem na kilka technicznych elementów gdzie stawka by sie zakorkowała.
Zjechałem na start. Patrzę jak startuje długi dystans i zdziwko bo nie było startu honorowego.
Jakaś nowość.
Stanąłem sobie w pierwszej lini w sektorze. Gadam z innymi zawodnikami i trochę marzne bo wiatr był zimny i nagle 3.. 2.. 1.. START. Z nikąd. Włączyłem szybko garmina i ogień. Starałem się jechać z przodu ale na tyle daleko od poprzedzających zawodników zeby nie zablokować się po wjeździe do lasu.
Po starcie wyprzedziło mnie sporo osób ale i tak wiedziałem ze jedzie mi sie dobrze. Zero zagotowania czy problemów takich jak we wcześniejszych startach. Jechałem sobie zachowawczo zeby nie podpalać sie na początku bo wedziałęm ze ta trasa pomimo mizernego dystansu to koszmar. Pierwsza i druga techniczna sekcja i odrobiłem większość pozycji nad tymi którzy gnali jak źli pod górę. Poźniej jeszcze kawałek podjazdu i dłuższy zjazd. I tutaj na zjeździe gdzie starałem się maksymalnie wykorzystać swoje umiejętności przesadziłem. Jechałem zbyt szybko by odpowiednio zredukować prędkość przed wyrwą w wąwozie. Rower został ja poleciałem. Szybko sie pozbierałem i pyk na rower ale niestety przeżutka wkręciła mi się w koło. Najbardziej polskie niecenzuralne słowo poszło w las. Pomyślałem ze koniec rywalizacji ale jakoś udało mi sie ją odgiąć i jechałem dalej. Poźniej na każdym podjeździe miałem problemy bo skakały przełożenia i nie miałem do dyspozycji wszystkich biegów. Straciłem przez to masę czasu i energi. Od jakiejś drugiej połowy dystansu jechałem z Szymonem Brzozą. Zorientowałem się na zjeździe z nasypu gdzie przecinaliśmy jakąś karajówkę. Swoją drogą zjazd fajny bo pytam dojeżdzając ratownika "Rzeźnia? -Tak, lepiej zejdz.." jednakże zjazd był prosty i musiałem tylko poprosić o przepuszczenie zawodnika jadącego przedemną a raczej schodzącego. Poźniej Szymon a zjazdach mi odskakiwał ale na podjazdach z łatwością go dochodziłem. Jednakże gdy zaczeły się lekkie przykurcze mięśni wiedziałem ze jeżeli nie urwę go przed ostatnim zjazdem przyjedzie przedemną. I tak się stało. Na metę wpadłem z czasem 2:31:52 według garmina i jakieś 5s za Szymonem.

Trasa jak dla mnie miód malina. Piękna, wymagająca i trochę trudna. Bo gdyby nie było astronomicznych ilości błota w kilku miejscach to wyścig byłby o wiele łatwiejszy. Było co podjechać i także gdzie zjechać bo kilka zjazdów miało bardzo przyjemne nachylenie i prawdopodobnie zanim bym je zjechał zastanowiłbym sie dwa razy :)

Szymon dojechał 4 open i 2 w kat. a Tomek 63 open i chyba 8 w kat.
Wyścig zaliczam do udanych pomimo tego ze nie wywalczyłem żadnego miejsca bo czułem się dobrze i fizycznie wytrzymałem dystans jednak problemu ze sprzętem po upadku uniemożliwiły walczenie o lepszą lokatę. Następny start juz w przyszły tygodniu w Grójcu na lokallnychm wyścigu XC. POZDRO!

środa, 7 maja 2014

ŚLR Sandomierz 2014

Maraton kwitnących sadów, czyli druga odsłona ŚLR.
Na wyścig jechałem po krótkim wyjeździe majowym i w sumie prawdziwy odpoczynek miałem tylko
 w piątek w aucie o ile można nazwać to wypoczynkiem i w sobotę w łóżku.
Na wyścig pojechałem ze wspaniałą ekipą chłopaków z 3R (Radomski Ruch Rowerowy), dzięki!
Piątek i sobota były lekko deszczowe w Sandomierzu więc podłoże nie miało czsu do końca wyschnąć.
Obawiałem się jak sobie poradzę na oponach dedykowanych do suchego na mokrej nawierzchni w tempie wyścigowym. Jak się poźniej okazało całkiem nieźle!
O 8 wyjechaliśmy z Radomia i około 9:30 byliśmy na miejscu, kilku jechało długi dystans więc szybko się zbierali ja kończyłem swoją owsiankę, i też powoli się szykowałem. Temperatura była średnia, w słońcu był komfort ale w cieniu juz nie. Jednak pojechałem na krótko i założyłem rękawki. Krótka rozgrzewka. Wszedłem do sektora, widzę kilku bardziej znanych zawodników ale jakoś się nie spinam. Start.
Najpierw honorowy ale juz po starcie odczułem komfort startu z sektora, nie ma takiego pchania się i ostrego hamowania. Start ostry pod górkę z kostki brukowej. Tętno szaleje, ale nie czuje się zagotowany dopiero po jakichś 3 minutach robi mi się nieprawdopodobnie gorąco, mam ochotę zwymiotować wszystko co zjadłem w minionym tygodniu. Spuchłem. Nie dałem rady.
Kryzys trwał około 40 min i w międzyczasie wyłączyłem powiadomienia w Garminie bo ciągle krzyczał odczytując zakresy tętna... Gdy ocknąłem się nie miałem najmniejszych szans na dobry wynik. Jechałem mocnym równym tempem, jednak gdy doszedłem dużą grupę nikt niechciał w niej współpracować. Odjechałem z Szymonem. Jechliśmy razem kilka km. Jednak ja czułem się coraz lepiej i powoli odjechałem. Z każdym kolejnym pokonanym kilometrem jechało mi się lepiej. Nawet zgubienie trasy i nawrócenie spowodowało ze dogonił mnie tylko jeden człowiek. Do mety dojechałem z 20min startą do zwycięzcy dystansu. Nie jest aż tak zle. W porównaniu do poprzedniego wyścigu odrobiłem lekcje, jednak zaskoczeniem był brak dobrego startu, nigdy nie miałem z tym problemów i nie trenowałem tego specjalnie. Po wyścigu rozmawiałem z wieloma osobami i nie tylko ja miałem słaby początek ale wiem że to czego doznałem było błędem w przygotowaniach. Cały czas się uczę ;)
Następna okazja do wykazania się już w Nowinach, najfajniejszym wyścigu z cyklu ŚLR bo najtrudniejszym technicznie a ja lubię takie trasy.
Podsumując zrobiłem dobry trening,  forma rośnie ale jeszcze trzeba uzupełnic kilka elementów a cel będzie w zasięgu ręki :)

środa, 16 kwietnia 2014

ŚLR Daleszyce 2014

Mój pierwszy start zaplanowałem na wyścig z cyklu ŚLR w Daleszycach.
Fajne otwarcie sezonu, kilka górek, duża konkurencja. Będzie jak się sprawdzić. Trenowałem trochę inaczej niż dotychczas i w sumie sam nie wiedziałem jak przełoży się to na wyniki.
Start jest jak zwykle o 11:00, na miejsce dotarłem około 9:50. Szybko skoczyłem do kolegi po numer i chipa bo odebrał go wraz ze swoim ponieważ kolejeczka była znaczna, chciałbym w tym miejscu podziękować Kubie. Poszedłem się przebrać i pomimo że najcieplej nie było wybrałem krótki strój bo wiedziałem że w trakcie wyścigu będzie mi wystarczająco ciepło. Okazało się to strzałem w dziesiątkę.
Po krótkiej rozgrzewce, niestety za krótkiej, pojechałem do sektora. I tutaj był mój pierwszy zonk.
Okazało się że nieliczna grupa jest wpuszczana do pierwszego sektora a "reszta" stoi w długi sektorze za nimi. Pomyślałem sobie że no pięknie o wyniku mogę pomarzyć. Jakoś usadowiłem się z Kuba w połowie tego drugiego sektora i po chwili zrozumiałem ze nie tylko ja jestem w tak mało korzystnej sytuacji. Dało mi to jakąś nadzieję na przebicie się do przodu po kole. Tuż przed startem organizator poprosił o minutę ciszy ku uczczeniu śp. Marka Galińskiego. Na chwilę wszyscy zalegli w zadumie i ciszy. I zaczeło się odliczanie.
START.
Pierwsze 5km asfaltu umożliwiło mi sie przebicie do top50 ale po drodze było tyle gwałtownych dohamowań spowodowanych łapaniem koła kolarza poprzedzającego że bardziej skupiłem się w pierwszych 15 min niż reszcie wyścigu. Jakoś szczęśliwie nie leżałem ani nikt przedemną. Słyszałem że były kraksy no ale coż jest tłok są i ofiary bo nie było nawet jak się rozciągnąć. Wjechaliśmy do lasu i tutaj tez w sumie lepiej ni było mniej ludzi ale wąsko słabsi technicznie ciagle hamowali gwałtownie na byle piachu. Udało mi się przeskoczyć dużą grupę ale już na pierwszym podjeździe czułem że coś jest nie tak. Jechałem na 70% nie byłem w stanie dołożyć na lekkim podjeździe. Jechałem swoje i dalej wyprzedzałem. Zdobywanie pozycji skończyło się mniej więcej gdy zobaczyłem Jarka Kleczaja którego serdecznie pozdrawiam. Jechałem jakiś czas około 20-30 metrów za nim mając go w zasięgu wzroku. Straciłem jednak trochę czasu gdy przeliczyłem się z podjazdem i na luźnej nawierzchni musiałem zejśc z roweru. Szybki bieg. Wpięcie i jazda. Straciełem Jarka z pola widzenia. jechałem praktycznie sam do 25 kilometra kiedy po bufecie zobaczyłem znajomą koszulkę 3R na łące jakieś 300m przedemną. Zaczeło mi się jechać o wiele lapiej tak jakby blokada z początku wyścigu ustąpiła. Goniłem goniłem i w sumie dogoniłem ale znów popełniłem jakiś błąd i straciłem go z pola widzenia. Dogonił mnie Gała. Jechał w niewielkiej odległości odemnie ale gdy przybiłem piątkę z Paniami kibicującymi na jednym z podjazdów i usłyszałem po chwili okrzyki radości wiedziałem kto za mną jedzie. Na kolejnym zjeździe jeden z zawodników zaliczył nieciekawy upadek, szybka akcja, kilka pytań czy wszytsko ok. hop na rower i jedziemy do mety. Nie byłem juz w stanie odzyskać wcześniejszej pozycji ale starałem się jechać z Michałem. Na asfaltowym odcinku do mety ukształtowała się niewielka grupka 4-5 zawodników min. z Andrzejem Syptkowskim. Krótkie zmiany i podążaliśmy średnim tempem do mety. Miałem jakiś tam plan na ostatnie metry ale jeden kolega przez przypadek zamknął mnie i musialem mocno zahamować czym przekreśliłem swoje szanse na finish z ósmej towarówy. Meta. czas: 2:18:44. Słabo. Bardzo słabo celowałem w conajmniej kilka minut wcześniej. 
Udało mi się załapać na pudło w kategorii ale jednak nie cieszyłem się zbytnio ponieważ zwycięzca włożył mi 20 min. Dużo. Jednak wiem co trzeba poprawić a co stoi na dobrym poziomie.
Przedmną wiele pracy a do następnej edycji w Sandomierzu zostało niewiele czasu.