poniedziałek, 23 grudnia 2013

Początek przygotowań do sezonu, czyli pracuję nad tym co zaniedbałem.

W poprzednich latach zawsze na wyścigach czegoś mi brakowało pewnym momencie i nie mogłem zrozumieć czego. Teraz już chyba wiem. Pracy w zimie, tych żmłudnych przygotowań, przekręconych godzin. Tak wydaje mi się że tego ponieważ zawsze dobrze radziłem sobie w tych momentach gdzie jechało się pod progiem lub duzo dużo ponad nawet z o wiele mocniejszymi zawodnikami. Od kwietnia do końca sezonu praktycznie 60% treningów to była moc. I dlatego te parametry były tak rozwinięte. Teraz gdy zrozumiałem swój błąd w przygotowaniach postawiłem na to co nie jest moją domeną pomimo nazwy bloga.
Początek był w sumie nijaki, wróciłem po 2,5 miesiącach nic nie robienia pod wzgledem sportowym.
Stan wyjściowy to codzienie przejeżdżane kilkanaście km na rowerze w którym pozycja odbiegała od wymogów mego ciała. Od 1 października do chwili obecnej zrobiłem niesamowity postęp jeżeli chodzi o wydolność tlenową. Czuje się pod tym względem równie dobrze jak w sezonie 2011 gdzie tak naprawdę szło mi jak po maśle. A będzie coraz lepiej. Jednak ten okres to była bardzo ciężka praca. Łączenie obowiązków szkolnych i zrobienie sensownego treningu wymagało odemnie naprawdę umiejętności w planowaniu. Dwa treningi dziennie stały się chlebem powszednim. Boję się pomyśleć co będzie gdy objętość jeszcze się zwiększy. Będzie ciężko. Przykładem niech będzie jeden dzien z ostatniego okresu który wielu z was pewnie powiela lub nie jest mu to obce ;)
Pobudka o 6:00
Rozlega się jazgot budzika. Nie wiem co sie dzieje. Ok, doszedłem do zmysłów i już wiem po co wstałem. Jest trening do zrobienia. O 6:30 jestem już po sniadaniu złożonym z dwóch kromek ciemnego pieczywa i kawki. O 6:40 siedzę na trenażerku i szukam jakiegoś filmu aby przejechać godzinę w samotności i nie słyszeć huku maszyny i wentylatora.
7:40 Schodzę z roweru zadowolony wypoczęty, zaczynam się rozciągać. Ide do pokoju patrzę jest za dziesięć ósma. Podpinam Garmina by zrzucić trening, przeanalizuję go później na zajęciach. Lub w przerwie pomiędzy nimi bo zdarza się i tak że mam przerwę 2h ale i 5h.  W drugim przypadku udaje mi się wrócić do domu i zrobić trening ale niestety zdarza to się niezwykle rzadko.
Kończę się rozciągać koło 8. Szybka toaleta i po 20 minutach schodzę na sniadanie.
Owsianka z twarogiem, trochę białka na odbudowę. Robię też drugi posiłek do szkoły. Korzystając z wody w czajniku jest to także owsianka ale już z innym drzemem i np.: owocami w środku. Nie jestem masochistą nie będę jadł ciągle tego samego. Około 8:30 jestem gotowy by iśc na zajęcia więc najczęściej biegnę na cholerny autobus.
8:50 jestem na zajęciach i przepraszam za moje 50 minutowe spóźnienie. Luz.
o 10/11 jem posiłek. o 12 mamy przerwę idę gdzieś bądź siedzę i gadam oraz przeglądam neta. Wszystko zależy od długości przerwy. O 14 zaczynam kolejne zajęcia i po jakiś 4h kończą sie one. Lekko zmęczony wracam do domu i o 18:40 przekraczam jego skromne progi.
19:00 to czas kiedy zjadłem obiad i idę odpocząć do siebie. Czekam około 40 min i idę na trening. Jeżeli rano był rower to teraz bieganie, jeżeli na odwrót to teraz rower. Więc idę biegać. Mam swoją rundkę w lesie, robię ją 5 do 8 razy i wracam. Mycie. Ogar internetu krótka rozmowana na skypie lub nie i spać. Tak. Spać o godzinie 22 lub minimalnie wcześniej rozpoczynam okres wypoczynku który kończę następnego dnia o 6. Łatwo policzyć to raptem 8h. Mało. Ale na więcej nie pozwala mi tryb życia. Chyba że zajęcia zaczynają się później to spię do 10h. I tak kończy się mój piękny dzień, w którym zrobię 2h treningu.
 W weekend nadganiam harmonogram i robię często po 4h treningów aby objętość się zgadzała. Jest to dla mnie ciekawy okres bo poznałem możliwości swojego organizmu i juz wiem ile dni pod rząd mogę zrobić i kiedy muszę odpocząc a także co jeść by być wypoczętym i zregenerowanym do następnej jednostki treningowej. 
Tak po krótce wygląda to co dzieje się u mnie od października, oczywiście czasem wyskoczę gdzieś ze znajomymi ale raczej jest to basen czy siłownia bardzo rzadko kino czy kawiarnia bo zwyczajnie brakuje mi na to czasu i moim znajomym też ;-)
 Bieganie w ciągnu dnia jest niemożliwe ponieważ namoknięta ziemia zamienia się w błoto jednak o poranku tworzy ona super nawierzchnię. Pozdrawiam.

niedziela, 23 czerwca 2013

ŚLR Suchedniów 2013

Po dwóch latach znów zawitałem do Suchedniowa, wtedy była dla mnie szczęśliwy, druga pozycja w MJ. Dzisiaj po ciuchu liczyłem na pudło czyli top 5 + około pierwszej 20 open. Trochę trenowałem w tygodniu poprzedzającym ale nie liczyłem na nie wiadomo co. Czas jaki chciałem osiągnąć to coś około 2h.
Ale po kolei. 
Przyjechaliśmy małą grupa Ja, Wiolka, Bogdan, Mały i Kuba oraz nasz opiekun Mirek. Tylko Marcin jechał na długi dystans ja z małym i Kubą jechaliśmy Fana a Mirek z Wiolką na family. Z poprzedniego dnia wiedziałem że będzie trochę błota ni założyłem na tył wąską gumę z agresywnym bieżnikiem. Stosowałem ja tylko na błotne wyścigi. Zanim wyruszyłem z Radomia, przemokłem totalnie bo o 8 rano przechodziła nad miastem burza (wtf???). Lekko zmarznięty poszedłem do biura zawodów i załatwiłem formalności. Pojechałem na rozgrzewką, spotkałem kilku znajomych. Zajeżdzam do sektora a tam Pan do mnie że po co wychodziłem z sektora że tylko zamęt robię, myśle ''o co kaman?'' ale spoko. Start, pierwsze kilometry po szutrze, wszędzie latają kamienie, błoto tryska z kałuż, mokry i brudny jestem już po starcie. Dojeżdżamy do odcinka ''aborcja'', lekko pod górę, strzelają łańcuchy i przerzutki. Luz, trzymam się czołowej grupy. 
staram się jechać ich tempem ale już wiem że długo nie dam rady bo totalnie nic nie widzę a muszę zdjąć oksy a nie ma kiedy bo jedziemy po kocich łbach. Wjazd w błoto, impreza się zaczęła. Wybieram ścieżką z lewej. Durin zapadł się po koronę. K*****. Zdejmuję okulary.
Wchodzę w to błoto, jadę dalej, zaczyna się podjazd, redukcja, nareszcie biegi działają jak należy i nic nie haczy. Już widzę pierwsze ofiary błota i kleszczących się łańcuchów. Już wiem że dzisiaj będzie ciężko a mój cel czasowy jest nieosiągalny. Czołowi zawodnicy zniknęli, strasznie się rozciągnęliśmy.
Dojechałem do bufetu nr. 1. Banany + woda. Jeden do kieszeni drugi od razu do szamy. Tuż za bufetem, zjazd, przecięcie szosy i wjazd w las. I tutaj po części straciłem rytm. Na zjeździe dokręciłem do jakiś 40 paru km/h i chciałem wskoczyć na szosę i dać w las, ALE nie widziałem że w rowie jest ukryta znacznie niżej kładka i tworzyła ona wraz z tym rowem swoista katapultę. NIKT NIE OSTRZEGŁ i tym niebezpieczeństwie więc zaliczyłem piękne OTB i dzwona na łokcie i maskę. Oksy miałem w kielni więc obyło się bez strat. Bałem się o kask ale jak się okazało uszkodzenie było powierzchowne i nadaje się do użytku :D Przez kolejne 10-20 minut zbierałem się psychicznie do jazdy, w sumie mnie nic nie bolało ale zakrwawiona prawa ręka nie napawała mnie optymizmem. Przez następne kilometry oprócz ton błota nie było nic ciekawego chyba że fakt że podjechałem praktycznie wszystko, oprócz jednego podjazdu/agrafki po liściach. Opona spisała się znakomicie pomimo tego że była ciężkim kalafiorem z drutem. Na drugim bufecie do tankowałem bidon izotonikiem i był to koszmarny błąd. Na treningach i wyścigach piję wodę i praktycznie cały izotonik który wypiłem nic mi nie dał. Zaczęły się przykurcze mięśni. Odpuściłem, bo chciałem ukończyć ten wyścig. Dojechałem zmarnowany do bufetu nr 3, napoiłem się i zabrałem tylko wodę do bidonu. Zjadłem coś tam i ruszyłem na ostatni odcinek. Nie było nic trudnego, oprócz wszechobecnego błota. Parę km i meta. Na mecie dowiedziałem się że Marcin Żuraw złapał kapcia na 7 km i zakończył rywalizację (z tego miejsca pytam jak mogłeś się poddać? :P) oraz że jestem 4 w kategorii. Myślę sobie ''Super, plan zrealizowany ale mogło być wyżej w open'' , niestety okazało się że był to błąd bo jakiś gość startował na takim samym nr i stąd też ta sytuacja w sektorze, i naprawdę zająłem miejsce 8 a w open cholera wie które. Więc wyścig do bani, ale przynajmniej czegoś się nauczyłem. Podsumowując, starty niewielkie bo pogięty ZTR, zdziargany łokieć i nogi da się przeżyć. Jak to powiedział jeden z zawodników ''Więcej czyszczę ten rower po wyścigu niż w nim jadę'' i tego niestety muszę się jutro trzymać. 

wtorek, 28 maja 2013

Motywacja part2

Gadałem  sobie ostatnio z kolegą który dopiero zaczyna się ścigać. Pomagam mu tam dobra radą jeżeli chodzi o trenowanie i takie tam duperele ale ostatnio stwierdził że chciałby być kolarzem w WT, zawodowcem z krwi i kości. Z jednej strony pomyślałem: ''Spoko! Ma ambicje, coś osiągnie'' ale z drugiej, kurde po co się tak nastawiać na początku na sukces i później zawieść? Nie lepiej jeździć dla przyjemności i wygrywać a nawet jeśli to przegrywać z uśmiechem na twarzy? (tak jak ja w Nowinach). Takie spalanie ''męczy'' jak to powiedział kiedyś mój przyjaciel. Myślenie, a raczej nastawianie się na cel niewymierny jest bezsensu. To powinno pozostać w sferze marzeń i odległych dążeń. Z każdym sezonie trzeba ustawiać wyżej poprzeczkę ale żeby ten cel był możliwy do osiągnięcia. To jest najważniejsze żeby wiedzieć że możemy TO coś osiągnąć.
I nie ma się co spalać za bardzo, co będzie to będzie :)

A deszcz nie odpuszcza :( szkoda, chętnie bym pojeździł w słoneczku a nie się pod dachem katował.

niedziela, 26 maja 2013

26 Maja --> Nowiny ŚLR

W Nowinach startowałem 2 lata temu, nie wspominałem tego dobrze bo odcieło mnie a miałem szansę wtedy na zwycięstwo :( Ale dzisiaj miało być inaczej, przejechać w miarę dobrze aby nie zabrakło prądu i postarać się zjechać większość zjazdów. Ale od początku.

O 7:30 wyjechaliśmy z Radomia. Byliśmy jakoś na 9 więc ja na spokojnie rozpocząłem spożywanie owsianki w towarzystwie Piotra.
Wpół do dziesiątej wybraliśmy się po numery i chipy, wszystko sprawnie i szybko załatwione.
O 10:20 się przebrałem i pojechałem mniej więcej zobaczyć co i jak na pierwszym odcinku trasy.
Start mieliśmy o 11 ale o 10:30 startował długi dystans no i trzeba było się zawinąć z trasy. Jeszcze sobie obczaiłem jak się dokładnie wjeżdża na metę. Dobra wchodzę do sektora, niestety drugiego. Ale jakoś się tak ustawiłem że byłem na jego czele.
Start.
Przebiłem się trochę, do mniej więcej czoła pierwszego sektora. Wyjazd na asfalt, trochę szybsze tempo ale wiedziałem że jest sztywny podjazd i nie było po co się podpalać. Za wiaduktem zaczynał się wyścig, krótki podjazd bo stłuczonym szkle i sztywny podjazd. Spoko, stałe tempo bez szarpania i wjechałem sobie na górę tam wyprzedziłem kilku zawodników z czołowej grupy (chociaż był to raczej jej tył bo się cholernie rozjechali ). Jazda pod górką, już zaczyna się zapiek, wszyscy jadą jak najszybciej żeby być jak najwyżej. Pierwszy w miarę płaski zjazd przejechałem spokojnie. Rozpoczyna się podjazd w miarę stromy, dużo zawodników ciasno. Redukuję, łańcuch spadł i się zakleszczył. Spoko, zdarza się. Schodzę, zakładam, tracę masę pozycji. Wskakuję na rumaka i cisnę za nimi. Kolejna redukcja znów mi spadł łańcuch ale się nie zakleszczył no to szybko znajduję on swoje miejsce dzięki pomocy ręki. Gonię, na zjazdach staram się nie odpuszczać ale jadę z pewną dozą bezpieczeństwa. Dobra nawrót w prawo i ogień, patrzę mój kumpel zerwał łańcuch, słabo. Nie miałem skuwacza więc nie mogłem mu pomóc. Drałuję pod tą górę. Czuję że mam dobry dzień i nie powinno być problemów z ciałem. Kolejne kilometry to praktycznie nic ciekawego, zjazd, podjazd. Do czasu gdy czuję na dole stromego zjazdu że mam ciepły lewy zbiorniczek. Wystraszyłem się żeby mi klamka nie spuchła bo będzie wtedy cienko, jadę tylko na tylnym przez chwilę. Udaje mi się zjechać. Uff. So close. Dobra dalej ogień, na bufecie zgarniam banany i wodę. Doganiam Marcina Żurawia, widzę też nie ma chyba dnia. Mijam go, pozdrawiam i pędzę dalej, ale niedaleko. Po zjeździe był skręt w prawo i podłużne muldy z piachu, ratując się przed glebą uciekam na lewo i sunę lewą stronę dobre dwa metry. Wstaję, otrzepuję się gonię Marcina bo mnie wyprzedził. Niestety, pomimo tego że doganiałem ich na podjazdach nie udawało mi się doganiać ich na zjazdach. Trzeba popracować na techniką. Ale jadę już w miarę równym tempem, albo usiłuję ponieważ na niektórych odcinkach nie jestem już w stanie podjechać bo opona mieli, więc daję z buta i tak w sumie z 6 podjazdów. Do mety nie wydarzyło się już nic ciekawego.
Rezultat to mizerne 50 open i 9 w kat. totalna porażka.

Podsumowując.
Maraton poszedł mi całkiem dobrze pod względem kondycyjnym, nie było skurczów i nie odcięło mnie. Sukces.
A pod względem techniki to porażka, muszę jeszcze dużo pracować nad zjazdami.
I mam nadzieję że na kolejnym wyścig z cyklu ŚLR wystartuję na nowej ramie i innej korbie bo kleszczący się łańcuch co kilkadziesiąt metrów potrafi porządnie wk... zdenerwować.


czwartek, 23 maja 2013

23 Maja

Budzę się o 6, patrze za okno, szaro, buro. Miałem iść na trening żeby mieć resztę dnia wolną no ale nie będę śmigał w takich warunkach. Wróciłem do wyrka 3h letargu, pobudka. Wstaje, ogarniam się, idę na dół robię PROwsiankę + kawę. Czekam, jem. Idę się ubrać. Patrzę 17 stopni, myślę: Nie jest źle!
Ubrałem się, bidony zapakowane. Opuszczam przytulny dom aby zmierzyć się z sobą i pogodą. Pierwsze kilometry do bani zimno strasznie. Dobra rozgrzałem się, jadę. Pod wiatr, w sumie nawet lepiej więcej watów = będzie cieplej :D Po jakichś 15 km zmiana kierunku i wiaterek boczny, chłodno mi w ręce, mogłem zabrać ze sobą rękawiczki. Zaczyna kropić. Nie za dobrze, ale nie ma co się rozczulać jadę dalej. Kolejne km to klasyczna nuda + jakaś mżawka. Po 50 km dochodzę do wniosku że bez sensu taka jazda bo mi ręce tak zgrabiały że ledwo biegi zmieniam. Wracam na kwadrat. Chwila jazdy, mijają mnie 3 samochodu z ''rajdu'' Gumboll. Uśmiech się pojawia. Szybka dyszka z wiatrem i już w domku. Ah ciepły prysznic + gorąca herbata z miodem i spać na dwie godzinki. Regeneracja przede wszystkim!
Wnioski? Następnym razem gdy, temperatura spadnie do >20 profilaktycznie biorę rękawiczki!

+ bonus ----> Team Luźne Gacie przedstawia

niedziela, 19 maja 2013

19 Maja

hej,
Dzisiaj byl pierwszy wyścig z cyklu PŚ, Majka druga a Marek Konwa 19. Nie wiem co się stało ale na początku jechał w pierwszej 3, no cóż ale trzymałem kciuki za rodaka! Cieszę się że nasza czołowa zawodniczka odbudowała formę bo naprawdę niewiele brakowało!

A w szosowym też duży sukces na Giro, Majka z Niemcem wysoko na dzisiejszym etapie! 4 i 3 miejsce to w miarę spoko wyczyn biorąc pod uwagę że uciekli min. Nibalemu, Scarponiemu czy Uranowi!
Jest się z czego cieszyć!

A i zapraszam do ankiety!  http://provestigo.pl/ankieta-badania?code=1aeb8411622b85c17c3dbe1100d55126020bf2f5
Ankieta dotyczy sfery rowerowej :) Zachęcam do wypełnienia :)

piątek, 17 maja 2013

17 Maja

hej,
Dzisiaj posta nie ma ale będzie parę zdjęć z ostatnich treningów. 





A oto mój wierny partner treningowy i fotograf! Dzięki Mateusz!

Nie mam siły wymyślać postów więc dałem sobie dzisiaj już spokój :P

niedziela, 12 maja 2013

12 maja

Hej!

Zaniedbałem bloga ze względu na matury, no i tez nie było o czym pisać.
Wedle niektórych przed maturą TYLKO trenowałem, wyprowadzę was z błędu: przygotowywałem się więcej niż jeździłem a w sumie jazdę traktowałem jako odskocznię od nauki i czas na rozluźnienie ;)



Chcę wystartować w pierwszym wyścigu sezonu 26 maja w Nowinach na ŚLR, jednak przedtem mam jeszcze dwa przedmioty maturalne i jeden ustny egzamin ale myślę że lekkie powtórzenie nie zakłóci przygotowań ;-) Profil trasy z tego co wiem z lat poprzednich jest strasznie ''pagórkowaty'' i trzeba się przygotować na sztywne podjazdy, co na razie nie jest moją mocną stroną. Jak każdy lepiej sobie radzę na zjazdach. Liczę na słoneczną pogodę!


Ah i chciałbym bardzo podziękować Pani Joannie Gołdzie za pomoc w matmie przed maturą ;-)

środa, 24 kwietnia 2013

24 kwietnia

W zeszłą niedziele była świętokrzyska. Niestety nie pojechałem, szkoda. Ale w sumie to tez dobrze bo zrobiłem dobry trening na szosie. Trochę górek więc jest ok.

Dzisiaj te z ładnie więc poszedłem sobie na rower i nawet trochę opaliłem sobie nogę! Jest progres. Tylko mizerne 40km aż nie ma sie czym chwalić :P

niedziela, 14 kwietnia 2013

14 kwietnia

W planach miałem pojechać dzisiaj pod Mosir żeby się trochę przeciągnąć (Mosir to takie rondo babka ale znacznie mniej osób przyjeżdża) przed wyścigiem w Daleszycach w którym mam nadzieję wystartować 21 kwietnia.

Budzę się o 8
Trzeba się ogarnąć bo o 9 przyjeżdża kumpel po koło do szosy bo mu bębęn padł.
Robię sobie żarcie, jem piję kawkę i czekam. Przyjeżdża kolega. Gadamy chwilę, on zmienia oponkę na moje kółko a ja w tym czasie się ubieram na rower. Paczę, 10stopni, eee nie będzie tragedii. No to termo koszulka, długa bluza i długie spodenki.
Wychodzimy z domu jest 9:40.
Zajeżdżamy jeszcze pod sklep po banany. Gadu gadu i jest 9:50. Jedziemy. Pokapuje coś.
Dojeżdżamy pod Mosir o 10. Jeden chłopak jest. Dobra czekamy do piętnaście po.
W końcu robi się 7 osób. Jedziemy na Orońsko.
Spoko pod wiatr równo żadnych problemów, parę zmian i dobre samopoczucie.
Zaczyna skakać jeden osobnik. Znam go nie wytrzyma i zawróci w połowie drogi do Szydłowca.
Przed Orońskiem górka, dałem lekkie kopnięcie, patrzę, strzelił tamten za mną.
Dojeżdżamy do skrzyżowania. ten co szarpał już zawrócił. (po co wychodzić z domu na 30 min?) i jeszcze jeden facet wrócił na Kowalę.
No a my jedziemy dalej. Lekko pod górkę jedziemy razem po zmianach. Skręcamy już w równoległą do E7 i jedziemy do Szydłowca. Nie ma specjalnego ognia ale jest boczny wiatr. Pada jakiś kapuśniaczek lekki. Mokro, pryszcze, ja już cały upieprzony ;/
Jedziemy dalej, Sławek odskoczył bo chciał kurtałkę założyć. Ok. Zwolniliśmy. Mijamy go, i jedziemy wolniej, czekamy. Po dłuższej chwili dochodzimy do wniosku że zawrócił do Radomia. Jedziemy dalej jest nas już 4. Marcin złapał gumę z przodu.
Czekamy aż zmieni. Dogania nas Sławek, opieprza że nie zaczekaliśmy. Jedziemy dalej razem. Dojeżdżamy do Szydłowca i skręcamy na Wierzbicę.
I tutaj zaczyna się BOMBA. Ja z racji tego że mało jeździłem nie mam już z czego jechać jestem głodny i zaczynają nogi boleć. Na tym odcinku od Szydłowca do Wierzbicy jest pagórkowato ukształtowany teren więc jeden nas przeciąga na podjazdach. Dałem radę, ale już trochę czuję. I za Wierzbicą nawrót na Kowalę. Pod wiatr kawałek spowodował że już się wyprztykałem. Na prostej do Kowla zostaję z Marcinem doładować tą jego oponę bo schodzi ciśnienie... Ładujemy, wsiadamy, gonimy tą resztę. Jest pod wiatr, ja już odcięty jestem nie daję zmian. Jedziemy pod Kowalę, nogi bolą. Przełożenie rozpaczy i jakoś wjechałem.
No i do domu już niedaleko. Odpoczywam trochę. Za torami poczekał na nas ten który dyktował tempo.
Dojechaliśmy do Radomia, po drodze już odpuściłem bo nie miałem siły. Poczekali na mnie.
Dojechałem do domu.
Morał?
Dobry sprawdzian przed wyścigiem za tydzień, czeka mnie dużo pracy w sezonie nad ekonomicznością i tyle bo moc jest i wytrzymałość też, chociaż te parę setek km więcej by się przydało.
 Trening- przeciągnięcie zaliczony na +

wtorek, 9 kwietnia 2013

9 kwietnia

I znowu zimno i buro... a już było tak pięknie :( niestety nadchodzące dni nie zapowiadają się jakoś super i chyba będę musiał kolejne godziny wytopu zrobić w domu...
Dzisiaj postanowiłem sobie ze o ile będzie sucho idę na rower nawet gdy będzie już zmierzchać bo na trenażerze już nie daję rady psychicznie :P W sobotę ktoś chętny na szosę? :-)

niedziela, 7 kwietnia 2013

7 Kwietnia = Piekło Północy

Środek sezonu, a ja mam mało godzin wyjeżdżonych :( ale to niedługo ulegnie poprawie, słupek rtęci systematycznie pnie się w górę i zachęca do opuszczenia domu. Dzisiaj jest pięknie ale boli mnie trochę gardło i postanowiłem nie ryzykować anginy :P
Zrobiłem lekki trening na trenażerze i przed telewizorek na piekło północy. Rozpocząłem oglądanie od około 55 km do mety, podczas oglądania trwała dyskusja czy Fabian da radę? czy czuje się na siłach? w sumie nie do końca było wiadomo kto będzie rozdawać karty. Jak się okazało fabian był w formie ale belg sprawił mu niespodziankę :) Bardzo ucieszył mnie fakt gdy Stybar jechał wraz z Spartakusem, szkoda że z przyczyn od niego niezależnych stracił świetną pozycję :( No i chyba wszyscy zadają sobie to pytanie (oczywiście ci co oglądali na eurosporcie) gdzie jest Pan Wyrzykowski?? Tworzy on z Panem Jarońskim najlepszy na świecie duet komentujący te i wiele innych dyscyplin.

niedziela, 3 marca 2013

3 marca

Późno. Praktycznie początek sezonu a ja w okresie rozbudowy ;-) Dzisiaj biegałem w końcu na 2 km bo na 10 nie dałbym rady ponieważ wczoraj była zbyt ładna pogoda, i musiałem iść na rower.
W sumie nie poszło mi dziś tak źle, byłem gdzieś w 2 dziesiątce\początek 3 na 58 osób co jak na mnie i mój słaby ostatnio okres trenowania jest dobrym wynikiem, czas około 5 min bo nie było pełnych 2 km.

Niedługo wszyscy zaczną startować w różnych wyścigach a ja będe siedzieć i się uczyć :D ech niewesołe życie maturzysty :P

niedziela, 10 lutego 2013

Koniec wolnego

Witam, odkryłem ostatnio na nowo instagram, hah wiem jestem a techniczny ale wcześniej ta aplikacja nie przykuła mojej uwagi i ją brutalnie usunąłem. Teraz działa o niebo lepiej! I mam zamiar z niej korzystać. Dalej, praktycznie całe ferie spędziłem przed komputerem i na rowerze, ale więcej przed komputerem, niestety. Ale ma to pewne plusy bo mimo tego że zmarnowałem masę czasu na graniu to spędziłem  go też trochę na forach rowerowych. Doszkoliłem się trochę w zakresie ostatnich afer wypowiedzi Bossa czy ''dziwnych'' luk  w kalendarzu niektórych zawodników. No bo jak zawodowiec odwołuje swój start tak naprawdę w najważniejszym wyścigu sezonu bo ma ''katar'' to coś nie gra. Ale sami możecie się domyślić o co mi chodzi. Kolejno dowiedziałem się nowych rzeczy na temat trenowanie żywienia i innych pierdół którymi nie mam ochoty tu zanudzać. Więc czas przed komputerem jakoś spożytkowałem.
Ostatnio chłopaki ode mnie z grupy pojechali na tor w Pruszkowie, szkoda że nie pojechałem :-(
Niby 50 zł to niewiele ale jak ktoś sam musi zarobić na swój rower startowy i ogarnąć jakoś żywienie (nie jem tego wszystkiego co mój rodziciel, więc są dwie kuchnie i swoją drogą płace po części za niektóre rzeczy ze swojej kasy). No ale i tak najwięcej kasy pochłania rower. Ci których rodzice finansują mają farta,   no ale w sumie jak tu sie nie zgodzić skoro to moje hobby i kasy z tego niewiele... Mam zapał a nie mam kasy pierwszy raz w mojej ''karierze'' :D

Pierwsze lepsze zdjęcie zrobione za pomocą w.w. apki Pachnie spalarą ale co tam najwyżej zostane okrzyknięty trzepakiem :)
 A drugie zdjęcie to do cyklu o ciekawych ramach, rama wykonana z tego samego materiału co szyby w samolotach myśliwskich.. Ponoć sztywne, ale nawet jak by było miękkie to i tak chciałbym rower na niej :D

niedziela, 27 stycznia 2013

3 tygodnie

Cześć!
Od mojego ostatniego treningu mineły 2 tygodnie a ostatniego wpisu 3... 
Nie liczę treningów w domu ale ani nie biegałem ani nie jeździłem na trenażerze, jak nie szkoła to praca więc po prostu nie starczało mi czasu i chęci byłem zbyt zmęczony. Projekt roweru na razie stanął w miejscu (szkoda :( ), z braku funduszy. Ale jest jeden plus tego okresu!Udaje mi się utrzymać w miare dietę i systematyczne posiłki co wcześniej różnie wychodziło :P i praktycznie w 100% wywaliłem biały cukier z czego jestem dumny, i słodycze tzn. gorzka czeko. pozostała ale nie ma ona za wiele białego w sobie więc jest ok :) 
Jak mnie tu nie było sporo się wydarzyło, Lance, zadłużenie PZKOL + komornik. Smuci mnie ten drugi fakt niemiłosiernie ale co poradzić...
Lance, dla mnie jest dalej Bossem i nawet większym niż był wcześniej bo okazał ludzkie uczucia podczas wywiadu. Dobrze że nie wsypał nikogo, zobaczymy kolarstwo w Rio. Pozdrawiam wszystkich hejterów którzy smarują go gównem a wcześniej gdy był na szczycie, chwalili jego siłę, motywację do przygotowania, nosili opaski... Dla mnie pozostanie najlepszym z najlepszych ;-)

środa, 2 stycznia 2013

Nowy rok...

2013. Mam nadzieję że nie będzie pechowy :-) Zaniedbałem trochę bloga ale nie miałem o czym pisać bo w sumie to cały czas praca a później od świąt treningi no i jakoś nie było czasu. No ale teraz już nadrobię zaległości! :-) 
Od czego by tu zacząć, hmnm ah tak chciałem napomknąć że znalazłem dobrą motywację i nie są t tylko widoczki czy zdjęcia z wyścigów, jest to, (może trochę dziwne) Strava. Tak, durna aplikacja zmusza Twoje EGO do ruszenia tyłka na trening. Chęć nabicia kolejnych kilometrów i godzin treningów jest duża ze względu na tzw. wyzwania. Ostatnio nawet można było u szymonbajka poczytać na temat konkursu Raphy. To wyzwanie też było dostępne na pomarańczowej stronie. Oczywiście to nie jest jedyny punkt z którego czerpię motywację ale najmocniej skłania mnie do systematycznego trenowania. 
Kolejna kwestia to rower, mianowicie wykrystalizował się projekt roweru MTB(z bólem dupy przyznam nie jest do końca taki jak chcę) no i tu pojawia się problem mianowicie potrzebuję obejmy do mocowania sztycy pod 31,6mm . Najbardziej skłaniam się ku ofertom z wariantem na ''śrubkę'' ale szybko zamykacz też może być... Cena do 50zł jak macie do opchnięcia to piszcie jestem zainteresowany :-)